Fotografia kulinarna jest sztuką, bez której nie może obejść się żadna restauracja. Prawidłowo wykonane zdjęcia są niezastąpione w chwili, gdy chcemy zobrazować restauracyjne menu. Dziś o fotografii kulinarnej rozmawiam z Jakubem Kaźmierczykiem, fotografem współpracującym z dużymi sieciami gastronomiczymi, redaktorem Fotoblogia.pl, miłośnikiem podróży i dobrego jedzenia.
Agnieszka Opłatkowska: Dlaczego fotografia kulinarna ma obecnie takie ogromne znaczenie w komunikacji i gdzie powinniśmy szukać źródeł jej fenomenu?
Jakub Kaźmierczyk: Muszę przyznać, że na ten rynek trafiłem nie tak dawno i raczej nie jestem osobą, która sięga do genezy powstania danej rzeczy, a stara się wpasować w obecny trend i realizować go z największą starannością. Podobnie jest z fotografią analogową – znam ją, robiłem zdjęcia na kliszy, ale nie stawiam jej na piedestale – dziś jesteśmy w epoce fotografii cyfrowej i to na niej się skupiam. Fotografia kulinarna ma ogromne znaczenie – szczególnie biorąc pod uwagę komunikację z klientami restauracji, czy odbiorcami przepisów kulinarnych. Jesteśmy wzrokowcami i jeśli zobaczymy w menu ciekawie wyglądającą potrawę, szansa na jej zakup jest znacznie większa. Czytając nawet najbardziej wymyślny opis, nie odda on wyobrażenia o danej potrawie tak dobrze jak zdjęcie. Podobnie z przepisami w książkach kucharskich czy blogach kulinarnych. Jeszcze nie zdarzyło mi się ugotować dania, którego wcześniej nie zobaczyłbym na zdjęciu.
Fotografia kulinarna, była dotychczas domeną głównie blogerów. Mogliśmy cieszyć się „smacznymi” zdjęciami w magazynach czy też książkach kulinarnych. Ostatnio natomiast zaczęto stosować ją również w restauracjach. Co o tym myślisz? Czy uważasz, że jest to dobry sposób na przyciągnięcie do siebie nowych gości?
Tu nie do końca bym się zgodził, bo przed blogami były książki kulinarne czy menu i menuboardy w restauracjach i sieciach fastfood. Blogi kulinarne przyszły trochę później, choć samo fotografowanie na potrzeby bloga, a fotografia typowo komercyjna rządzą się różnymi prawami. Sieci restauracji ilustrują swoje menu właściwie od zawsze, a restauracje indywidualnych przedsiębiorców rzeczywiście sprawę traktowały nieco po macoszemu. Dziś się to zmienia, szczególnie że w dobie dobrego i łatwo dostępnego sprzętu i masy darmowej wiedzy, nawet mniejsze restauracje są w stanie zrobić niezłe zdjęcia swoich produktów. Fotografia na potrzeby dużych sieci gastronomicznych rządzi się innymi prawami – podczas sesji pracujemy z masą dokumentacji, a wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Fotografia kulinarna z mojego punktu widzenia jest bardzo ważna – przede wszystkim potrafi uzmysłowić gościom co dostaną na talerzu po zamówieniu dania. Nie twierdzę, że absolutnie wszystkie potrawy muszą być sfotografowane i przedstawione w menu, natomiast dobrze jest przedstawić przynajmniej po jednym zdjęciu z danej grupy potraw. Mając w menu np. 4 rodzaje steków i 10 pizz, wystarczy pokazać jeden najładniejszy stek i jedną pizzę – to już da wyobrażenie o wyglądzie potraw w restauracji. Takie podejście ograniczy również koszty – restauracja nie musi zapłacić za 14, a za 2 zdjęcia. W dobie internetu, sieci społecznościowych, bez zdjęć ciężko wejść na poziom wyżej, czy zwiększyć liczbę klientów. Wystarczy pomyśleć – ile osób zachęcimy do przyjścia do naszej restauracji wrzucając na facebooka opis potrawy, a ile apetyczne zdjęcie naszego menu dnia? Na to pytanie chyba nie trzeba odpowiadać 🙂
Co jest ważne i najważniejsze w całym procesie fotografowania? Czy wystarczy po prostu przyrządzić ładnie wyglądające danie i dobre oświetlenie, czy to zdecydowanie za mało?
Przede wszystkim trzeba się dobrze przygotować. Kiedy dostaję zlecenie na sesję, nie pakuję po prostu sprzętu i jadę na sesję. Zazwyczaj dostaję listę zdjęć, które mamy przygotować, a także całą dokumentację sesji, wraz z wytycznymi co do klimatu zdjęć, oświetlenia itd. Oczywiście nie mogę zdradzić wszystkich rzeczy, ale instrukcje są dość dokładne. Na kilka dni przed sesją, robię zdjęcia próbne, żeby na przykładzie podobnej potrawy ustawić oświetlenie i parametry tak, żeby po przyjściu na właściwą sesję, ustawienie wszystkiego trwało 30 minut, a nie 3 godziny. Następnie dobieramy odpowiednie dodatki, układamy potrawy i robimy zdjęcia. Sam proces też nie jest taki łatwy. Zazwyczaj kadry są szersze niż zobaczymy je na finalnych wydrukach – wtedy zdjęcia mogą być łatwiej docinane do różnych formatów. Dodatkowo zawsze korzystam z tzw. focus stackingu, czyli robię serię zdjęć z ostrością na kolejnych planach zdjęciowych, aby w postprodukcji móc dokładnie określić który plan ma być ostry, a który nie. Ten krok też jest niezbędny przy wycinaniu potraw z tła, jeśli okaże się że kanapka robiona wiosną, ma trafić również na promocję zimową. Do tego musimy zadbać o miejsce na dopisanie cen i opisu produktów, a także logo. Tych zawiłości jest całe mnóstwo, dlatego tak ważne jest dopracowanie całej dokumentacji z rozrysowaniem schematów itd. Do tego zawsze pracuję z komputerem podłączonym do aparatu – ocena kadru, ostrości i innych elementów jest znacznie łatwiejsza patrząc na 13, a nie 3-calowy ekran. Poza tym wtedy klient również na bieżąco ocenia efekty zdjęć i może wprowadzać swoje korekty.
Czy aby wykonać prawidłowe zdjęcie dania trzeba być profesjonalnym fotografem? Czy istnieje chociażby cień szansy, na to aby amator, który miał niewiele wspólnego z fotografią, np. szef kuchni lub manager restauracji, jest w stanie wykonać zdjęcie na przynajmniej akceptowalnym poziomie?
Oczywiście, chcąc sfotografować np. menu dnia nie trzeba pamiętać o tym wszystkim, o czym mówiłem przy poprzednim pytaniu. Fotografując dla dużych sieci gastronomicznych potrzebuję całego bagażnika sprzętu, ale gdybym miał zrobić zdjęcie jednej potrawy na potrzeby facebooka czy nawet wydruku w karcie menu, bez problemu mógłbym zrobić je podstawowym aparatem z wykorzystaniem światła dziennego i kilku tanich akcesoriów. Wystarczy amatorski aparat i jasny obiektyw – dobrym przykładem takiego zestawu jest Olympus PEN E-PL7 z obiektywem M. Zuiko Digital 45 mm f/1.8. Wielu moich znajomych blogerów używa podobnego zestawu i efekty są naprawdę świetne. Niezbędny będzie również statyw – wtedy zdjęcia będą nieporuszone i dobrej jakości. Zapominamy również o lampie dołączonej do zestawu lub wbudowanej w obudowę – jej użycie to jeden z największych grzechów. Wystarczy ustawić danie obok okna, cienie wypełnić białą kartką papieru, folią aluminiową lub lusterkiem do makijażu i gotowe. Oczywiście wcześniej warto zapoznać się z instrukcją obsługi aparatu i przeczytać kilka poradników o fotografii kulinarnej, ale taką wiedzę możemy przyswoić nawet w ciągu jednego dnia, na bieżąco eksperymentując. Sam ostatnią sesję wykonałem aparatem Olympus OM-D E-M5 Mark II i obiektywem 60 mm f/2.8 Macro – taki zestaw kosztuje poniżej 8 tys. zł, a dzięki funkcji hi-res finalne zdjęcia mają 64 megapiksele, więc bez żadnego problemu możemy wydrukować je na naprawdę dużych billboardach.
Czy znasz osobiście amatorów – kucharzy, którzy wykonują zdjęcia swoich dań i nieźle im to wychodzi?
Znam ich bardzo wielu, w przeciągu ostatnich 2 lat przeszkoliłem blisko 200 blogerów, którzy nie mieli superprofesjonalnego sprzętu, a ich zdjęcia były naprawdę ciekawe. Wspomniany przeze mnie wcześniej zestaw Olympusa PEN E-PL7 lub OM-D E-M10 Mark II z obiektywem M. Zuiko Digital 45 mm f/1.8 to świetne rozwiązanie do tego typu fotografii. Błyskawiczny autofokus, możliwość połączenia z urządzeniami mobilnymi z podglądem na żywo, małe rozmiary, wydajna stabilizacja, świetny wygląd i piekielnie ostry obiektyw – to wszystko składa się na zestaw, który spełni oczekiwania wszystkich, którzy interesują się tego typu fotografią. W przeciągu tych dwóch lat widzę również trend odchodzenia od dużych, ciężkich lustrzanek, które do niedawna były synonimem jakości. Dziś, rezygnując z dużych rozmiarów nie rezygnujemy z jakości i to jest najlepsze w tym wszystkim 🙂